ROBERT KRESA | POLAROID SX-70 SONAR



_




POLAROID SX-70 SONAR

2004

To chyba najdziwniejszy i najbardziej oryginalny aparat jaki zdarzyło mi się używać. No bo jak inaczej nazwać średnioformatową - przecież rozmiar klatki to 8x8 cm - lustrzankę, która składała się do rozmiaru i kształtu wielgachnej tabliczki czekolady; lustrzankę, w której system nastawiania ostrości zerżnięty był z codziennego życia nietoperzy, świeże baterie były wbudowane w kasetkę z filmem a flesze wyrzucało się po użyciu? Kto to wymyślił? Ciekaw jestem pierwszych założeń i przedstawienia pomysłu szerszemu gronu inwestorów. Podziwiam też odwagę wypuszczenia do ludzi aparatu, w którym każde mocniejsze i nieodpowiednie naciśnięcie przy składaniu, groziło totalną rozsypką w ręku; o ryzyku wsadzenia palca w gumowy mieszek i zrobienia w nim dziury nie wspominam, bo po co? “Filmy” z serii Time Zero: cuda, w których ciekłe barwniki pomiędzy foliami obrazka schły na tyle długo, że po zaopatrzeniu się w odpowiednie specjalistyczne narzędzia typu tępy patyk albo ostry gwóźdź, udawało się tworzyć malutkie, somnabuliczne i oniryczne dzieła sztuki. SX-70 plus coś twardego podniesionego z ziemi, to w całej historii fotografii, najmniejszy, pełny, zwarty i wyczerpujący, artystyczny zestaw do tworzenia.

Zazdroszczę twórcom parającym się dziedzinami nieuzależnionymi od narzędzi. Literat - przestarzały komputer, tablet, smartfon; jeśli ma hipsterskie zapędy - maszyna do pisania a w ostateczności długopis, ołówek i kartka albo serwetka ze stolika taniej kawiarni. Dzieło nie liczy się pod fizyczną postacią a jest ideą, historią  - czymś do czego przekazania wystarczą tylko niewidoczne fale dźwiękowe.
Z muzyką niby podobnie - broni się utwór zapisany na pięciolinii i wydobywający się z gardła Fredka, szybujący nad stutysięcznym tłumem głos, który mógł trwać do 1991 roku, ale reszta to już elektroniczne i akustyczne zabawki.
Rzeźbiarz? Kawałek kamienia, ostry metalowy szpikulec i coś do polerowania. Malarz? Pędzle można pozyskać ze złapanego w piwnicy kota, ale zabawa z własnoręcznym mieszaniem barwników to już mało wciągająca czynność - lepiej zajść do zaprzyjaźnionego sklepiku na Mazowiecką.
I jak ma się do tego artysta fotografik, który do wyprodukowania jakiegokolwiek fotogramu potrzebuje firmy produkującej sprzęt foto, firmy produkującej negatywy i papiery fotograficzne - to dla ortodoksów, firmy od drukarek i kartridży z barwnikami, i firmy drukującej fotograficzne albumy?

Tracimy świat otaczających nas przedmiotów. Notes, kalkulator, przenośny odtwarzacz muzyki, radio, telewizor, aparat fotograficzny i album ze zdjęciami; zegarek, najnowsze wydanie gazety, książka, mapa, pieniądz, dowód osobisty i bilet miesięczny; klucze do mieszkania… to wszystko zastąpiły nam coraz bardziej podobne do siebie, różniące się tylko wdrukowanym w naszą psychikę logo, smartfony. Główny nurt - masówka dla tłumu - leci z tej samej, mdłej i taniej matrycy. Takie same samochody, sprzęt RTV i AGD; meble i wyposażenie mieszkań, ciuchy i ogólny dress code; muzyka w radio i filmy w kinie; urlopowe atrakcje w dalekich krajach - wszystko zlewa się w jedną szarą maź, pozostawiając pojedyncze, zaporowe w cenie wyjątki dla krezusów dzisiejszego świata. Poprawność polityczna i lęk przed wykluczeniem sprawia, że powoli zatracamy już nawet posiadanie własnego zdania i niczym termity stajemy się jedną wielką, piękną uśmiechniętą rodziną.