ROBERT KRESA | MAMIYA RUBY 2.8



_




MAMIYA RUBY 2.8

2004

Filmy o szerokości sześciu centymetrów stały się moją codziennością. Nie tykałem niczego mniejszego od średniego formatu, a na mały obrazek patrzyłem z niechęcią i lekką protekcjonalnością; powiedzmy sobie szczerze - jaki poważny twórca bawi się amatorskimi zabawkami?
Hasselblad i Graflex sprawdzały się znakomicie, ale zajmowały w torbie sporo miejsca i kilogramów; potrzebowałem czegoś mniejszego i lżejszego, co mógłbym nosić zawsze ze sobą. Przez całkowity przypadek natrafiłem na giełdzie na średnioformatową, dalmierzową Mamiyę z lat 50-tych, z szerokokątnym i w miarę jasnym obiektywem 48/2.8. Plamka ostrości zjeżdżała się poprawnie, czasy jak w klasycznych, centralnych migawkach nastawiało się na obiektywie; jedynym minusem był zużyty światłomierz selenowy. Cena była za to kusząca więc nie zastanawiałem się wiele i kupiłem.

Od jakiegoś czasu miałem już w domu stałe łącze do internetu. Nie musiałem jak kiedyś liczyć złotówek na rachunku i trzymać w ręku stopera przy wydzwanianiu pod 0202122. Zamiast spędzać czas na ulicy i rozwijać nowe projekty, popijałem kawę i spędzałem godziny na przeglądaniu fotograficznych forów. Najpopularniejsze było chyba plfoto.pl; pełne zaawansowanych fotografików jak i początkujących amatorów, których nazwiska po latach zaczęły pojawiać się w poważnych opracowaniach fotograficznych. Nie nadążałem z przeglądaniem nowości wpadających na stronę; palce bolały od wpisywania komentarzy - pozytywnych jak i konstruktywnej krytyki, bo przecież takie były założenia portalu: uczyć się i rozwijać własne możliwości twórcze. “Nieostre w PG”, “przyciąłbym lekko z góry”, “za długi obiektyw do streeta”, “przewalone”, “niedoświetlone” i pies go wie co tam jeszcze -służyłem każdemu swoją dobrą radą i zawodowym doświadczeniem. Spełniałem się; w końcu poczułem swoje powołanie i zacząłem poważnie rozważać czy nie poświęcić dalszego fotograficznego życia na edukację młodszych kolegów.

Jednak z tygodnia na tydzień, moje poczucie wyjątkowego twórcy zaczęło przygasać. Setki zdjęć przelatujących przed moimi oczami, mówiły mi, że nie jestem nikim nadzwyczajnym, a moja czysta artystyczna droga zaczęła powoli zarastać chwastami niechcianej konkurencji. Zwiędłbym i uschnął, gdyby na szczęście na mojej ścieżce nie pojawiło się f2.art.pl, gdzie większą wagę niż do zdjęć, przywiązywano do sztuki wykwintnej konwersacji i ciętej riposty. Podobały mi się cotygodniowe spotkania na żywo, podczas których do słownych argumentów można było dołączyć mniej werbalne rozwiązania. Niestety f2 zniknęło tak nagle jak się pojawiło. Do dzisiaj zapewne nikt o nim już nie pamięta.

pl.rec.foto i bliźniacze, mniej szlachetne a bardziej nowoczesne pl.rec.foto.cyfrowa, były ostatnimi ostojami wolności w fotograficznym internecie. Nie było na nich żadnych adminów, moderatorów czy innych jednostek decydujących co jest właściwe i co można a czego nie wypada. Jedynym narzędziem na krnąbrnych i męczących członków było wrzucenie ich na osobistą listę osób, które nie pojawiały się w czytniku zniechęconego użytkownika. Każdy sam decydował z kim ma ochotę i przyjemność, a kto doprowadza go do szewskiej furii. Był to chyba jeden z lepszych wynalazków internetu, jakże różny od dzisiejszej masowej kultury wykluczenia.
Jedną z ich najlepszych cech, podobnie jak bardziej forumowego flickra, były spotkania i spontanicznie organizowane plenery wszelkiej maści. Chyba nigdy nie spotkałem się z takim masowym ruszeniem miłośników fotografii jak wtedy. No i najważniejsze - poziom wiedzy członków fotograficznego usenetu powalał i stawiał grzecznie w szeregu każdego, komu wydawało się, że wie coś na temat fotografii. Każdy błąd i każda nieścisłość zostawały obnażane w mgnieniu oka, a autora czekała wiwisekcja przeprowadzana gwałtownie i bez znieczulenia. Do dzisiaj czuję na języku smak wstydu, żenady i porażki, gdy przypomnę sobie jak w prosty, profesjonalny sposób koleżeństwo wytłumaczyło mi, że moja nowa Mamiya Ruby nie jest żadną szlachetną, klasyczną kamerą średnioformatową, a zwyczajnym małoobrazkowym kompaktem dla amatorów.