ROBERT KRESA | LEICA M10



_




LEICA M10

2017

Zardzewiał mi kiedyś łańcuch w dziecięcym rowerku; rdzewiał też stary mercedes dziadka porzucony w szopie; w późniejszym wieku miałem rdzewiejące myśli; nigdy bym jednak nie pomyślał, że rdzewieć może też szkło. Z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc, na zdjęciach zaczęły pojawiać się dziwne, łatwe do zauważenia i wkurzające jak pryszcze na twarzy nastolatka kropki. Co niektórzy fotografowie, szczególnie ci z artystycznym zacięciem, obwieszczali światu, że to rzecz zupełnie bez znaczenia, a wręcz dodaje do obrazka analogowego sznytu. Na szczęście byli w mniejszości i Lajka po latach od zakończenia produkcji M9, zdecydowała się na akcję serwisową. Jako, że miałem w sobie trochę artystycznej duszy, lubiłem ten aparat i nie uśmiechała mi się perspektywa wysyłania go na kilka miesięcy do serwisu, odwlekałem naprawę jak dało się najdłużej. W końcu firma powiedziała, że bezpłatne wymiany matrycy niedługo się skończą, więc w ostatni dzień lipca zrobiłem kilka zdjęć na warszawskich bulwarach i zaniosłem moją ukochaną Lajkę do sklepu, z którego pojechała na kurację do sanatorium w Niemczech.
Byłem wtedy dosyć twórczo-płodny, dlatego już po miesiącu niefotografowania zaczęło mnie coś swędzić w mózgu i poszedłem na Mysią po pachnącą jeszcze nowością M10.

— Zoba! Mam nowy aparat — pochwaliłem się kumplowi Canoniarzowi.
— Jak nowy, przecież masz tą Lajkę od 5 lat — zerknął mi na ramię.
— Ależ to nowy model! — żachnąłem się teatralnie.
— Nie widać — kolega zaczął przyglądać się bardziej wnikliwie — Różni się czymś od poprzedniego?
— Wieloma rzeczami — wziąłem kamerkę do ręki i zaśpiewem z najlepszych Youtuberskich recenzentów zacząłem wymieniać ficzery nowego sprzętu — Jest o 3,6 mm cieńsza od poprzedniej!
— Nie widać. Coś jeszcze?
— Ma lepszy celownik. Powiększenie obrazu zwiększyło się z 0.68 do 0.72 raza.
— Powaga? No nieźle! — nie byłem pewny czy ironizuje czy przepływa przez niego prawdziwy zachwyt.
— Zwiększyła się też ilość zdjęć seryjnych z dwóch do pięciu klatek na sekundę.
— Planujesz fotografować wyścigi ślimaków? — nie, chyba jednak ironizował.
— Rozdzielczość jest większa, dali 24mpx zamiast 18 - zerknąłem na kolegę czy nadal słucha, bo wzrok zawiesił mu się na przechodzącej kobiecie ubranej w krótką sukienkę.
— Słuchasz mnie czy nie? — trąciłem go łokciem.
— No, tak - pixeli dali więcej.
— I teraz patrz, najważniejsze: na tylnej ściance zamiast sześciu są teraz tylko trzy przyciski!
— No kurwa! — zerknął z przerażeniem na tył swojego Canona 1DX — Kosmiczna technologia, nie wyobrażam sobie jak to możliwe.
Resztę spaceru spędziliśmy w milczeniu. Perły przed wieprze. Zacząłem zastanawiać się jaki cudem mogę przyjaźnić się z kimś kto nie dostrzega klasyki i kunsztu niemieckich inżynierów.

Kilka miesięcy później, kiedy fotografowałem psa sikającego pod PKiN usłyszałem za sobą pełen fascynacji głos.
— O rany, pan ma Lajkę! Lajkę! — odwróciłem się i zobaczyłem młodą dziewczynę biegnącą w moją stronę. Nie wiedziałem co robić, więc stanąłem w miejscu — Mogę zobaczyć, mogę? Przepraszam ja mam tylko Sony.
— Też ładnie — próbowałem zachować zimną krew.
— Pan pokaże, pan pokaże! — jej ręce zaczęły zbliżać się gwałtownie do aparatu. Miałem wrażenie, że zaraz zerwie mi go z szyi, więc zrobiłem taktowny unik. Zachwiała się z lekka, ale nie straciła równowagi.
— No niech pan nie będzie taki, pan pokaże! Dam panu potrzymać moje Sony! — prawie widziałem płacz w jej oczach. Jako, że nie potrafię patrzeć na płaczące kobiety, delikatnymi acz szybkimi krokami oddaliłem się pospiesznie. Widziałem, że chciała biec za mną, ale niespodziewanie znalazł się koło niej młody mężczyzna i przytrzymał ją za rękę. Wtulił jej szlochającą twarz w swoją flanelową koszulę i wydawało się, że krępująca sytuacja została opanowana.
“No nieźle”, pomyślałem. Hype na Lajki nakręca się z roku na rok. Przypomniałem sobie, kulturalnego hipstera, który zaczepił mnie pięć lat temu. Owszem. Widać było w jego oczach fascynację, ale to był hipster, więc w jakiś sposób było to naturalne. Ale, że zwyczajna, młoda dziewczyna…???

Wróciłem do domu i odpaliłem YouTuba. Po kwadransie zrozumiałem, że moja fascynacja Lajkami rozlała się na cały fotograficzny świat. Oczywiście znalazło się kilku frustratów jak mój kolega, którzy nie doceniali magii fotografowania legendą fotografii, ale były to pojedyncze jednostki, których zwyczajnie nie było stać na dobry sprzęt. Pocieszałem się trochę, że większość czaru skupiała się na analogowych M6-kach i tajemnej mocy przeterminowanych materiałów foto, ale mimo to poczułem się dziwnie, bo przez głowę przeleciał mi niepokojący szept, że odpowiednie hasztagi na insta mogą być warte więcej niż zamieszczona fotografia per se. Czym prędzej jednak zrugałem się w myślach za taką głupotę.

Na szczęcie - albo nieszczęście - nazajutrz, po pięciu miesiącach, M9 wróciła z odrdzewiania. Postanowiłem nie zwracać uwagi na szalejącą popularność sprzętu i trwać nadal w klasyce. Będąc wierny zasadzie: jedno body - jedno szkło, dokupiłem do kompletu szerokokątny zoom i próbując nie zaglądać na YouTuby skupiłem się na fotografowaniu. I wszystko szło gładko, do momentu, kiedy w październiku 2019 roku pojawił się dawno niewidziany a przyczajony wciąż za rogiem, czarny, kudłaty, znienawidzony przyjaciel…