ROBERT KRESA | JAKAŚ PRAKTICA



_




JAKAŚ PRAKTICA

1989

Matka kumpla z Chomiczówki, do którego jeździłem przez całą Warszawę oglądać pierwsze pornosy na wideo, trzymała na pawlaczu nowiutką, nieużywaną Prakticę.
Łączyła nas wielka miłość do Depeche Mode i The Cure, więc w zamian za puszkę lakieru do włosów kolega zaryzykował gniew rodzicielki i pożyczył mi na tydzień “moją” pierwszą w życiu lustrzankę.

Nie pamiętam, żadnych parametrów kamery, nie pamiętam który to był model - ważne, że miałem w ręku prawdziwy, profesjonalny aparat. Czułem się jak młody bóg fotografii, więc czym prędzej pojechałem do centrum poszpanować nim na ulicach.
W 1989 roku skończył się w Polsce komunizm a ja z błyszczącą Prakticą na ramieniu przyglądałem się jak na pl. Dzierżyńskiego z wielkim hukiem kończy się jego pomnik. Czy szkoda mi było kasy na filmy, czy może negatyw zaginął gdzieś w osiedlowym zakładzie foto podczas wołania - nie mogę sobie niestety przypomnieć żadnych klatek z tamtego wydarzenia. Podobnie jak z zadymy w okolicach Politechniki, kiedy uciekając przed milicją przez dziwne uniwersyteckie pomieszczenia, bardziej bałem się o sprzęt niż o własną skórę. Lubiłem kolegę i nie wyobrażałem sobie, że mogę narazić go na jakiekolwiek nieprzyjemności, więc odpuściłem gotującą się wtedy Warszawę i skupiłem się na fotografowaniu koleżanek. I właśnie ten negatyw z kumpelami prężącymi się na domowym parkiecie, z wielką paprotką w tle, jest moim pierwszym filmem zachowanym w archiwum.

Niestety, kiedy lata później dorwałem się do skanera, nie zaprzątałem sobie głowy przeglądaniem starych kadrów. Całą swoją uwagę skupiłem na późniejszych ujęciach z ulicy. Kiedy kilka dni temu próbowałem odpalić skaner ponownie, urządzenie poszumiało, zaterkotało i zaczęło mrugać czerwoną lampką. Szybka inspekcja wnętrza pokazała, że po 20 latach jego czas dobiegł końca. Zostałem z bardzo średniej jakości skanami z późniejszego okresu i z wielką czarną dziurą z pierwszych lat fascynacji fotografią. Korci mnie strasznie by grzebać w przeszłości, ale nie mam żadnego sensownego pomysłu jak się do tego zabrać. Kupować nowe pudło to przecież bezsens; do wywalania kasy na jakiegoś bezlusterkowca z obiektywem makro zupełnie mi się nie śpieszy; oddawanie dziesiątek, a może i setek nieprzejrzanych negatywów do zakładu foto zupełnie mi się nie uśmiecha - wiadomo co tam jest? Może wymyślę coś kiedyś, ale na razie, przy ilustracji tego i kilku następny tekstów, muszę ratować się resztkami zalegającymi w głębokich zakamarkach dysku.

Po kilku dniach Praktica w nienaruszonym stanie wróciła do kolegi - widziałem, jak odetchnął z ulgą kiedy wyjmowałem ją z plecaka. Po raz tysięczny któryś raz puściliśmy na cały regulator Music For The Masses, a w mojej głowie, cichutki głos zaczął przekonywać mnie, że powinienem związać swoje życie z fotografią.