ROBERT KRESA | ZABA



_




ŻABA



— No weź, zrób zdjęcie tej żabie.
— Nie robię zdjęć przyrodniczych, nie umiem.
— Właśnie — irytowała się żona — zamiast normalnej, ciekawej fotografii to robisz śmieci albo obcych ludzi na ulicy.
— Jakie śmieci?
— Myślisz, że kogoś interesują jacyś obcy ludzie? Co to kogo obchodzi? Gdybyś skupił się na czymś ważnym - pięknych miejscach, ciekawych zwierzątkach, to może te twoje zdjęcia byłyby coś warte.
— A nie na odwrót?
— Co?
— Może na ciekawych miejscach i pięknych zwierzątkach?
— Chociażby. Pamiętasz te syrukatki jakie widzieliśmy w zeszłym miesiącu? Nawet nie próbowałeś.
— Nie mam teleobiektywu, a sama wiesz, że nie dało się blisko podejść.
— Zawsze musisz blisko podchodzić? Z daleka też widać, więc zdjęcie mogłeś zrobić. Miałabym na pamiątkę.
— Przecież masz aparat w telefonie, co szkodziło żebyś zrobiła sobie sama.
— Proszę cię. Czy ja jestem fotografem, żeby się bawić w robienie zdjęć? — wzruszyła ramionami — Idę poszukać bobra. Odwróciła się i ruszyła w stronę dziwnie powyginanych krzaków.
Żaba siedziała nieruchomo na kamieniu i wlepiała we mnie ślepia.
— Spaaadaj!
Nadal wlepiała.
— No mówię spadaj. Żadnych zdjęć nie będzie.
— Aaa czeemmu? — spytała się z charakterystycznym żabim akcentem. Swoją drogą dziwna sprawa, bo uświadomiłem sobie, że żabi akcent jest bardzo podobny do koziego.
— Spadaj gadzie. Nie chce mi się schylać.
— Noo, niiee. Niiee gadziiee, tyylko płazzie jesli jużż.
— Spadaj gadzie bo naślę na ciebie bociana.
— Tuu niiee ma bociianów — była całkiem pewna siebie i spokojna. — I płazie.
— Skąd wiesz?
— Obaadaałam tereen. Zróób zdjęęcie.
— Nie. Nie robię zdjęć przyrodniczych.
— Jaak zroobisz to speełnię twooje jedno żyyczeenie.
— Jasne. A jak cię pocałuję to się zamienisz w piękną księżniczkę, tak?
— Niiee. Jeesteem saamceem.
Rozejrzałem sie wokół. Żona była już po drugiej stronie stawu. Przysiadła na kawałku kłody. Wydawało się jakby rozmawiała z czymś co z daleka mogło uchodzić za bobra.
— Noo zróób mi słiit foocię — nalegała żaba.
— Dlaczego tylko jedno a nie trzy?
— Aa czeemu trzy?
— Wszędzie jest, że trzy.
— Wszęędziee gdziee?
— W książkach, w bajkach.
— Tyy wieerzysz w baajki? Noo weeź… — wydawało mi się, że żaba wykrzywiła się bardziej niż normalnie.
— Jakiekolwiek?
— Noo. Maasz jaakieś?
— Taa… — przyszło mi do głowy, że zrobię żabę w balona.
— Too daawaj.
— Moje życzenie jest takie, że spełnisz moje trzy życzenia. Nie tylko jedno.
— Eejj. Tak sięę niiee da.
— Dlaczego? Mówiłaś, że jakiekowiek.
— Boo taak jest w koodeksie.
— Macie swój kodeks? Żaby?
— Taak. Niee możżna mnoożyc żyyczeń i beez żaadnych głuupot tyypu "pookój na świeecie".
— To czemu wprowadzasz ludzi w błąd?
— Boo noormalnnie niiee ma proobleemu. Kaażdy od razy chcee dużo kasy.
— I co? Przelewasz na konto czy dajesz gotówkę?
Żaba popatrzyła jakby miała wzruszyć ramionami.
— Jaa chybaa widzęę, żee ty mniee nie traktuujesz powaażniee.
— Nie, jak najbardziej poważnie. Tylko widzisz, żabo - jedno życzenie, i tak na szybko - nie chciałbym czegos spartolić. Muszę się zastanowić.
— Oookeej. Moożeemy sięę zaastanowić taak hiipoteetyycznie.
— Bo na przykład pieniądze. Dasz mi ile chcę?
— Noo.
— Tylko, że podobno pieniądze szczęścia nie dają.
— Tyy głuupi jeesteeś, co?
— Nie, żaba. Nie jestem głupi. Dasz mi kupę kasy, wpłacę do banku, potem bank splajtuje i nici z kasy. Poza tym urząd skarbowy zacznie niuchać, skąd, po co, dlaczego. Same problemy i zawracanie głowy.
— Too mooże jak już maasz aparat too mooże chcesz roobić doobre zdjęęcia.
— Skąd żabo wiesz, że juz nie robię dobrych?
— Noo niiee wiieem. Niiee maam doostęępu doo netu. Too mooże jak roobisz doobre to chceesz być słaawny?
— Ale sławny gdzie? Na fejsie, w necie? Czy brylować na wernisażach albo wydawać albumy? To mi się jakoś przełoży na coś wartościowego w życiu? Ludzie zaczną zazdrościć i albo się odwrócą albo bedą udawać przyjaciół. Wiesz, ze dzisiaj każdy chce być sławny i nikt nie chce być nikim. A być przy kimś sławnym to jak być sławnym samemu. Tyle, że w mniejszym kalibrze.
— Niiee wieem, niiee znaam nikoogo słaawnego.
— To może żaba, sławny w sensie rozchwytywany i dobrze zarabiający? Tylko wtedy bez sensu, lepiej jednak wybrać kasę niż harować na zleceniach, bo do zarabiania kasy się to sprowadzi.
— Cii ktooś móówił, żee straaszniee upiaardliiwy jeesteś?
— No widzisz żabo. Nie tak prosto z tym życzeniem. Sensu brak.
Popatrzyłem na drugą stronę stawu. Małżonka podtykała bobrowi gałęzie. Sprawiali wrażenie, że budują coś wspólnie.
— Too mooże po proostu, taak zwyyczajniiee chceesz byyć szczęęśliwyy?
— Znaczy co? Zrobisz ze mnie głupiego jasia, który sika ze szczęścia na widok zachodzącego słońca?
— Ożż w moordę. Aalee cięężki przyypadeek.
— Może ciężki zabo a może nie mam żadnego życzenia do spełnienia?
— Too mooże adrees doobreego psyychiaatry?
Po drugiej stronie stawu, bóbr wyglądał na równie zirytowanego co moja rozmówczyni. Nie był zbyt zadowolony z kwiatków jakimi małżonka próbowała udekorować jego nowy dom. Poparzyłem jeszcze chwilę i powiedziałem do żaby.
— Ok żabo. Chyba już mam to życzenie.
— Noo w koońcu.
— Tylko nie powiem ci tego na głos. Opiszę naszą całą rozmowę na blogu, wrzucę na fejsa i nie chcę żeby się rozniosło publicznie.
— Doobra. Poowieedz na uchoo.
— Żaby mają uszy?
— Skoończ już, prooszę.
Nachyliłem się nad płazem i wyszeptałem.
— …