ROBERT KRESA | KONKURS



_




KONKURS



— Wchodź. Załatwiłeś? — spytał rozgorączkowany zamykając drzwi.
— Tak.
— No to właź dalej. Pokaż.
— Pixel, ja naprawdę nie wiem czy to dobry pomysł — powiedział Zguba ociągając się z wejściem.
— Rozmawialiśmy już o tym. Chcesz zaczynać od początku? — Pixel popchnął kolegę w stronę pracowni. Zguba podszedł do stołu i położył na nim torbę — Nie masz wyjścia. Chyba, że chcesz, żeby Ewa dowiedziała się na jakie plenery jeździsz w ostatnie piątki miesiąca?
— Ty to jednak kutas jesteś. Nie da się zaprzeczyć.
— Bardzo dobre nastawienie. Było zacząc tak od razu a nie trząść się w przejściu jak mała dziewczynka, której ktoś zabrał lizaka — Pixel wyjął z torby nieduży aparat i poobracał go chwilę w rękach.
— Strasznie zabawkowy.
— Chciałeś żeby było jak najwięcej klatek, więc masz — wzruszył ramionami Zguba.
— Ile tu jest? Dziewięć, dziesięć na sekundę?
— Dwanaście.
— Dobra. Może być — odłożył kamerę i otworzył laptopa.
— Myślisz, że ci się to uda? Ludzie pomyślą, że to fejk. I co zyskasz?
— Za dużo myślisz stary. Sztuka wymaga poświęceń. To daje jej prawdę i autentyczność.
— I wydaje ci się, że wygranie tego konkursu zbliży cię do tej autentyczności?
— Taką mam nadzieję, siadaj — Pixel podsunął mu krzesło — Już się zalogowałem. Gdyby cię wyrzuciło tutaj masz hasło. Wrzucisz do Lightrooma, tutaj masz preset. Ważne, żeby było obrobione według mojego workflowa. Dasz sobie radę?
— Może.
— Nie ma może, wiesz, że Ewka nie wybacza — poklepał Zgubę po policzku i sięgnął pod stół. — Napijmy się.
Odkęcił butelkę i nalał po pełnej szklance alkoholu.
— Do dna! 
Przechylili szkło i siedziel przez chwilę w ciszy.
— A ten materiał, który robiłeś w zeszłym miesiącu? Nie nadawałby się?
— Ten o matce alkoholiczce, ktorą zakopała swoje dzieci w beczkach po ropie?
— No. Przecież miałeś zdjęcia tych beczek. Nawet ze zwłokami. Otwarte.
— Nie stary, to już było. Poza tym to tylko przedmioty. Brak cmomentu cierpienia.
— A matka? Masz przecież jak się na nie rzuca w rozpaczy. To nie cierpienie?
— Ściemniała żeby ugrać jak najwięcej przy wyroku. Może gdybym miał kadry jak ładuje dzieciaki do środka to byłaby szansa. Gliniarz mówił, że to w afekcie, czy w zamroczeniu. Tylko skąd niby mam wiedzieć kto, gdzie i kiedy będzie miał zamroczenie?
— Jebnięty jesteś, wiesz? Naprawdę.
— Trzeba być kimś. Kiedy jesteś nikim; jesteś nieznany - nie ma cię.
— A babka?
— Co babka?
— Twoja babka. Jak się czuje? Mówiłeś, ze ma już prawie setkę. Nie możesz poczekać i zrobić czego zaangażowanego emocjonalnie? Przecież ludzie nie żyją dłużej niż setka.
Pixel ponownie napełnił szklanki.
— Babka, dziadek, ojciec, matka - było tego szitu co niemiara. Takie emocjonalne historie zostawmy  panienkom po akademii. Zrozum stary; to musi być chwila. Moment jak na focie Capy. Moment prawdy odsłaniający przejscie. Musisz być wiarygodny w swojej sztuce, inaczej ludzie wyczują, że ściemniasz i robisz to dla poklasku.
— Popierdoliło cię — powiedział cicho Zguba i zerknąl na dno szklanki.
— Może. Ale tak się przechodzi do historii fotografii.
Pixel odstawił naczynie i sięgnął po statyw. Przykręcił aparat i postawił na środku pracowni.
— Tam bedzie dobrze, światło się fajnie układa. Widzisz ta smugę z lufta? — wskazał na przeciwległą ścianę. Podniósł krzesło i przestawił je na drugą stronę.
— Gdzie ja miałem ten wężyk? OK. Jest. — Przykrecil kabel do aparatu. — Dopijaj!
Zguba pociągnąl ostatni łyk.
— Więc pamiętaj: wyjmujesz kartę, wybierasz te z decydującym momentem, robisz presetem i wrzucasz na FTP. Zgłoszenie już wysłałem, więc nic więcej nie potrzeba. Jasne?
— Jasne — odpowiedział Zguba nie patrząc mu w oczy.
Pixel usiadł naprzeciwko aparatu. Chwycił koniec wężyka i wyzwolił migawkę. Kiedy kamera zaczęła terkotać z szybkością 12 klatek na sekundę, przyłożył do skroni broń i delikatnie, z czułością i głęboką wiarą w potęgę sztuki nacisnął spust.