ROBERT KRESA | HELLOWEEN



_




HELLOWEEN



— No idź.
— Znowu ja? — małemu Adasiowi zaszkliły się oczy.
— A co? Niby ja? Komu się zachciało cukierków? — zadrwił duży Adaś. Był już mężczyzą i obiecał sobie, że łzy nie będą robić na nim żadnego wrażenia — I nie rycz bo ryczą tylko baby kiedy czegoś chcą — przypomniał sobie nauki ojca.
— Ale ja się boję. Ostatnim razem jak nam wpadła piłka to na nas wrzeszczał a potem ją dłubnął szpikulcem. On ma taki wielki szpikulec, którym dłubie.
— No — przytaknął Borys — chujowo się potem nią grało. Zerknął i sprawdził czy jego elokwencja zrobiła odpowiednie wrażenie na chłopakach.
— Kuźwa! Nie pękajcie co? Nie po to się jebałem z tą dynią, żeby teraz odpuszczać bo się bachorowi na strachy zebrało — Maxiu przestępował nerwowo z nogi na nogę.
— Jebałeś się z dynią? — zaciekawił się Olo. Całkiem niedawno odkrył w swoim organiźmie pewne mechanizmy i wszystko w temacie seksu niezmiernie go interesowało. Próbował podpytywać starszego brata, ale ten zbywał go głupimi docinkami.
— Zamknij ryj — Maxiu nie był zainteresowany zwierzeniami.
Bobek jak zawsze nie powiedzial nic, tylko wskazał wymownie na zegarek. Miał dużą niechęć do mówienia od czasu kiedy podpuszczony przez dzielnicowego zbyt szybko podzielił się informacją czym zajmuje się jego stary kiedy wychodzi na nocną zmianę. Na razie obyło się bez konsekwencji, ale mimo zapewnień matki, obawiał się trochę momentu, kiedy ojciec za dwa lata wróci do domu.
— Dobra. Szkoda czasu. Zakładaj tą dynię i idź stukać — Maxiu wsadził dużą pomarańczową kulę na głowę małego Adasia — Wiesz co masz mówić?
— Cukierek albo psikus — odpowiedział Adaś.
— Dokładnie. Potem wystaw torebkę i czekaj aż się cofnie po cukierki.
— Chuja da a nie cukierki — skwitował Borys.
— A poza tym Olo, to skad wiesz, ze koleś ma jakieś fanty?
— Wiolka go widziała jak się szwęda po okolicy i zdjęcia robi.
— No i co?
— Mówiła, że to jakiś sławny fotograf, bo go kiedyś w telewizji widziała jak wywiad z nim robią.
— W telewizji jest i mieszka na takim kwadracie?
— Taa… Podobno artysta.
— Fakt — pokiwał ze zdumieniem Borys — namnożyło się tu takich ostatnio.
— Adaś. Jak ci otworzy to się odsuwasz a my wpadamy.
— A jak się postawi i nie damy rady?
— Co kurwa nie damy. No Herkules kontra rulez — Maxiu zacisnął pięść przy twarzy.
— Że co?
— Nic. Wpadamy, jebiemy i zbieramy fanty.
— Jebiemy? — podchwycił Olo.
— Zamknij ryj Olo — uciszył go Maxiu — Ty Bobek bedziesz stał na czujce i krzyknij w razie czego.
Bobek pokręcił przecząco głową.
— Ja jebie… — Maxiu przewrócił oczami — to zagwiżdżesz. Gwizdać możesz?
Bobek pokiwał twierdząco.
— Dobra. To stój. A my idziemy.
Weszli na klatkę i starymi schodami wdrapali się na ostatnie piętro kamienicy. Kiedy mały Adaś stanął pod drzwiami pozostali przylgnęli do ściany. Zapukał.
— Kto tam? — usłyszeli po drugiej stronie.
— Cukierek albo psikus.
— Co?
— Cukierek albo psikus.
Za drzwiami zapanowała cisza.
— Otwieraj kurwa, Helloween jest — wysyczał pod nosem Borys.
— Czego chcesz?
— Cukierka.
Mężczyzna uchylił drzwi.
— Ale Helloween jest dopiero jutro — zerknął zdziwiony na małą postać z dynią na głowie.
— Ja pierdole… — Maxiu przewrócił oczami — Wpierdolić mu! — krzyknął.
Rzucili się przewracając po drodze małego Adasia. Borys zamachnął się kijem i uderzył zaskoczonego mężczyznę, ktory upadł na podłogę.
— Wciągajcie go — zakomenderował duży Adaś — a Ty przestań się mazać i zamknij drzwi — rzucił do małego.
— Weź go zwiąż, pomóż mi — Olo wyciągnął z kieszeni kawałek sznurka.
Związali mężczyznę i zaczęli rozglądać się po mieszkaniu.
— Jest coś? — spytał Borys.
— Kiepsko. Sama makulatura. — odpowiedział Maxiu zwalając książki z półek.
— Sprzętu nie ma?
— Nie ma. Koleś nawet telewizora nie ma. Pojebany jakiś.
— Nic?
— Nie. Jakieś bazgroły — pomachał mu przed oczami zapisanymi kartkami papieru — i zdjęcia. Na dodatek chujowe bo czarno-białe.
— Komputera nie ma?
— Nie… Chyba nie.
— Jak to chyba?
— To laptop? — cała piątka stanęła przy klawiaturze.
— Dziwne. Klawisze są, ale nie ma wyświetlacza.
— Ja wiem — zmarszczył czoło Olo — matka mi kiedyś opowiadała. To jest maszyna do pisania.
— Do czego?
— Do pisania. Wkładasz kartkę, naciskasz klawisz i się drukuje litera.
— Ale pojebane.
— Dobra. Chuj. Sprawdź czy ma telefon.
— Nie ma — rzucił Borys grzebiąc w kieszeniach leżącego mężczyzny.
— No jak nie ma? Wiolka mówiła, że fotograf. Musi mieć ajfona.
— Gówno nie fotograf. Widzisz gdzieś jakiś aparat?
— Nie.
Mężczyzna jęknął cicho.
— Ocucił się — Maxiu schylił się nad leżącym.
— Ej! Fotograf. Gdzie masz klamoty? — tracil go czubkiem buta — Adaś, przestań się pierdolić z tymi książkami tylko chodź mi pomóc.
— Zaraz, moment — odpowiedział Adaś oglądając małą książkę — Me-cha-nicz-na Po-ma-rań-cza — próbował przeczytać tytuł.
— Ty, to jakiś pojeb. Książki o owocach czyta.
— Zostaw te gówna i chodź tu — warknął Maxiu. Adaś odrzucił książkę i podszedł do leżącego.
— Koleś. Gdzie masz klamoty?
— Patrz kurwa. Płacze — zdziwił się Adaś — zostaw go. Jakiś jebnięty jest.
— Koleś, gdzie masz aparat? — nieustępował Maxiu.
— Nie mam.
— Jak kurwa nie masz. Fotograf jesteś i nie masz? — Maxiu uderzyl go butem w brzuch.
— Nie mam — jęknął mężczyzna. — Już…
— Już co?
— Już nie fotografuję.
— A to co? — spytał Borys trzymając w ręku plik zdjęć.
— To stare — odpowiedział mężczyzna.
— No i chuj, że stare. Pytam gdzie aparat.
— Nie ma. Poszedł.
— Co?
— Poszedł.
— Jak kurwa poszedł?
— Odszedł. Pewnego dnia podszedł do drzwi, nacisnął klamkę i wyszedł na zewnątrz. Powiedział, że wróci jak zrobi świetne zdjęcia.
— Ty, Maxiu — Borys nachylił się nad uchem kolegi — zostaw go, to jakiś pierdolec.
— Zaraz, moment. To ciekawe — zainteresował się Maxiu. — Tak normalnie, wziął sobie i wyszedł?
— Tak — odpowiedział spokojnie mężczyzna. — Dzwonił w zeszłym tygodniu z wiadomością, ze już prawie kończy i niedługo będzie w domu.
— Jak kuźwa dzwonił jak telefonu nie masz — wtrącił Olo. — Ty kuźwa nic nie masz.
— Nie… Coś tam ma — nie zgodził się duży Adaś — Pierdolca ma.
— Bobek w dupę! — krzyknął niespodziewanie Borys — Co tu robisz? Miałeś stać i sprawdzać czy nikt nie idzie.
Bobek wzruszył ramionami. Podsunął Borysowi jedną z trzymanych w ręku fotografii.
— O kurwa! Moja stara. — zdziwił się Borys. Zaczął przeglądać pozostałe zdjęcia. — Adaś, widziałeś?
— Co?
— Zobacz. Jarasz blanta aż ci mordę wykręciło.
— Co? — duży Adaś wyrwał mu fotografię — W dupę. Jak?
— Nie wiedziałem, że się znacie.
— Nie znamy.
— Co - to nieznajomemu się dałeś sfocić?
— Nie dałem. Nie pamiętam tego zdjęcia.
— Duch ci zrobił — zaśmiał się Borys.
— Naprawdę nie pamiętam — zerknął na meżczyznę na podłodze.
Bobek zachichotał i podał następne zdjęcie Olowi.
— Co to? — zerknął Olo czerwieniąc się na twarzy.
— Co jest? Poka — Borys wyrwał mu fotografię z ręki.
— No kurwa Olo. Z takim uczuciem polerować fredka… Pięknie cię pan fotograf uchwycił.
— Ale jak…? Jakim cudem? Przecież nikogo…?
Bobek przekładał następne zdjęcia. Na każdym były ujęcia z życia dzielnicy. Idelanie wychwycone momenty i bliskie kadry. Chłopcy w milczeniu wyrywali sobie fotografie, zerkając z niedowierzaniem. Oni, ich rodziny, kumple, zwierzaki — spoglądali na siebie samych utrwalonych na kawałkach papieru.
— O! Ja z dynią! — krzyknął mały Adaś patrząc na zdjęcie. Pozostali zerknęli na fotografię. Stali przed wejściem do domu. Maxiu kucał przy Adasiu i zakładał mu na głowę wydrążoną maskę z dyni. Borys, Olo, duży Adaś i Bobek rozglądali się uważnie w około.
— Ja pierdolę — szepnął Maxiu. Popatrzyli na sobie w milczeniu. Nagle ktoś gwizdnął za oknem.
— Bobek gwiżdże, ktoś idzie — wymamrotał duży Adaś.
— To nie ja gwiżdżę — odpowiedział Bobek.
— Chodu, kurwa! — krzyknął Borys.
Rzucili się w strone drzwi i nie oglądając zbiegli po schodach, na podwórko, na ulicę.