ROBERT KRESA | FRUSTRACJA



_




FRUSTRACJA



Im starszy jestem tym - bardziej miota mną to co dzieje się wokoło fotografii. Z twórczej dziedziny, która służyła by pokazać i opowiedzieć coś o świecie, przerodziła się w sport, w którym ważne są osiągi mierzone wszelkiego rodzaju konkursami; w biznes gdzie nowe aparaty sprzedawane są ludziom z częstotliwością nabywania kiedyś kartonu filmów; w warsztatowy small-talk-coaching, na którym najważniejsze jest sprzedawanie dobrego samopoczucia i umiejętność bezkrytycznej akceptacji własnego ja. Burzliwe dyskusje zostały zastąpione grzeczną, miałką i nic nieznaczącą wymianą zdań na portalach społecznościowych. W lęku przed cyfrowym wykluczeniem - sam przecież wyrzuciłeś mnie z grona znajomych - boimy się mówić szczerze; kreujemy własną postać, która tak mało ma wspólnego z rzeczywistością. Sprzedajemy się nie za pieniądze, a za lajki i komfort wygodnego życia. Co to ma wspólnego - przepraszam za żenującą ckliwość - z udręką tworzenia? Niewiele. Może dlatego wszystko co widzimy wokoło zaczyna być kopią poprzedniej kopi wcześniejszej kopii…?
Tęsknię za starymi czasami. Nie za fotografią analogową, większymi formatami negatywów, a za głośnymi, prostymi bluzgami, którymi mogłem przekrzykiwać się z kumplami; z których wynosiłem więcej niż z dzisiejszych głębokich a tak miałkich dysput - jeszcze trochę a zagłaszczemy się na śmierć. Tworzenie dla tworzenia nie ma dzisiaj żadnej racji bytu, a dzieło nie istnieje bez osoby twórcy, którą należy natychmiast zweryfikować ilością niemych lajków na instagramie albo fejsbuku. Nikt nie ma czasu na analizę kadrów, na zastanowienie się nad nimi - to zajmuje zbyt dużo energii. Łatwiej policzyć wyciągnięte kciuki pod zdjęciami.
Poprzez totalną nadpodaż zdjęć, wszechobecne obiektywy smartfonowych kamer i nadchodzącą AI generującą realistyczne obrazy, fotografia traci na wartości z roku na rok. Z dnia na dzień ubywa jej głębszego sensu. Robienie zdjęć staje się powoli sportem i zabawą w fotograficzne maratony, zbieraniem trofeów i punktów; uroczystym wręczaniem pucharu pod koniec kolejnego sezonu.
Chwilę humanizmu i prawdziwej empatii mamy już za sobą, zostaje era kolorowych masek zakładanych na potrzeby portali społecznościowych; odchodzi czas przyjaźni, nadchodzi czas idoli i fanów.